..:: Natchniony Oprawca ::..
Wieloczęściowe, Zamknięte..
Z góry przepraszam za wulgarne słowa, które są raczej potrzebne, do ukazania dramatyzmu pewnych scen (jest cenzura?)
[Natchniony Oprawca] - Komentarze
Cholerna pogoda!... - Wybełkotał John, oddalając się od okna - jak
długo jeszcze może padać z tego parszywego nieba, do jasnej...
Nie dokończył, gdyż potężny piorun uderzył gdzieś niedaleko a towarzyszący mu grzmot zagłuszył wszystko wokół...
- Przestań skomleć i weź się do roboty. Dostaliśmy przed chwilą wiadomość... Wiozą tu jakąś dziewczynę w ciężkim stanie...
- Dobrze przynajmniej, że dach już nie przecieka... Mam już dość tego dnia... Co? Mówiłeś coś?
- Skup się John, na litość boską! Zaraz będziemy potrzebowali twojej pomocy, a Ty pierdolisz coś pod nosem!....
- Przepraszam, koniec pierdolenia, nie musisz się tak unosić, bo
jeszcze i ciebie będziemy musieli ratować... Ciii, chyba słyszę karetkę,
już dojeżdżają.
Przez główne drzwi, wbiegło do holu czterech sanitariuszy... Byli
cali mokrzy, ubabrani we krwi... Na noszach wieźli zakrwawioną
kobietę...
Na zewnątrz padał deszcz, teraz jakby jeszcze silniej niż przed
paroma minutami. Silny wiatr smagał chmurami po całym niebie, te zaś
nakreślały horyzont niebieskimi wyładowaniami, co kilka chwil...
- Co za upiorna pogoda! Szybko, zajmijcie się nią... My pomożemy przy tym drugim...
- Jakim znowu „drugim”? W zgłoszeniu była mowa o jednym poszkodowanym!
- Znaleźliśmy go po drodze, nie ma czasu na gadanie... To o wiele bardziej skomplikowane...
- Po prostu się zdziwiłem, to i tak nie ma znaczenia, dawajcie go tu szybciej!...
- Jasna cholera, wykrwawi nam się na śmierć! Dawajcie go! Jazda!!...
- Nie pomagasz nam w ten sposób! Kurwa, tracimy go! Doktorze!!...
- Wszystko gotowe, dawajcie go tu!... Ja pierdole!! Skąd żeście go
wytrzasnęli, co?! Szlajacie się po rzeźniach nocą?! Boże... Mój pierwszy
dyżur w tym szpitalu... Zmieńcie ten opatrunek, my zajmiemy się
resztą...
...
...
...
Sara otworzyła oczy. Przeciągnęła się na łóżku i usiadła z lekkim
uśmiechem na twarzy. Pierwszy poranek w nowym miejscu okazał się całkiem
przyjemny...
Promienie słońca wpadały do pokoju przez duże okna, na zewnątrz nie
było widać śladu nocnej nawałnicy... Rozległ się dźwięk otwieranych
drzwi, ktoś wszedł do mieszkania...
- Kochanie, już jesteś... - Podeszła do mężczyzny i objęła go obiema
rękami - Jak pierwszy dzień w pracy? Lub może raczej powinnam zapytać:
jak pierwsza Noc w pracy?
Na jej twarzy pojawił się zachęcający uśmiech - Masz może ochotkę na
„przyjemny początek dnia”, skarbie? - Po czym pocałowała go w usta...
- Kochanie, przepraszam Cię, miałem straszną noc w szpitalu... Nie
jestem w formie, wybacz... Muszę się przespać, odpocząć... Padam z
nóg...
- Nie jesteś w formie? Boże, co się musiało stać, że „ty” nie masz ochoty na...
- Sara, błagam Cię... Przywieźli nam wczoraj brutalnie zgwałconą kobietę... Zgwałconą i pobitą...
- Już niejednokrotnie odbierałeś podobne przypadki...
Przytuliła się jeszcze mocniej, czując w zachowaniu mężczyzny
niepewność i dziwny, namacalny wręcz strach, który zaczynał ogarniać
również ją samą.
- Uratowaliście ją?
- Tak, uratowaliśmy... Wyjdzie z tego, w najgorszym przypadku z brzuchem...
Marc uwolnił się z objęć ukochanej, po czym podszedł do krzesła i
usiadł na nim bezwładnie... Organizm domagał się odpoczynku... Snu...
Żona podała mu filiżankę świeżej kawy i usiadła obok. Wpatrywała się
w niego, czekając na ciąg dalszy rozmowy... Znała go dobrze... Musiało
stać się coś znacznie gorszego...
Przełknął, stanowczo zbyt duży łyk kawy, po czym kontynuował...
- Kiedy wieźli do nas tę dziewczynę, ktoś wrzucił im przed karetkę
człowieka... Ledwo zdołali wyhamować... Był tak zmasakrowany, że ledwo
zdołali go podnieść w jednym kawałku... Miał połamane obie nogi i
ręce... Złamania otwarte z przemieszczeniami... W wielu miejscach...
Pociągnął kolejny łyk kawy...
- Połamane żebra... Uszy i nos były po prostu jedną krwawą miazgą...
I wiesz co? To jeszcze nic... Miał rozszarpane genitalia, jakby jakiś
rotweiler się do nich dobrał, tyle, że to musiałby być wyjątkowo wielki
rotweiler... Na czole ktoś wyciął mu słowo „GWAŁT”... Aż do samej
czaszki!!... Sanitariusze, którzy pakowali go do karetki mówili, że
powtarzał bez przerwy: „Jestem winny, tak! To ja ją zgwałciłem!
Dziewczynę, którą tu wieziecie!! To ja jestem gwałcicielem!! Błagam, nie
pozwólcie „mu” więcej mnie katować!!! Nie wytrzymam już dłużej!!!”
Przez chwilę siedzieli w ciszy...
- Przerażasz mnie, wiesz? - Zdołała wyksztusić Sara...
- Człowiek z takimi obrażeniami nie powinien żyć już od dłuższej
chwili, a mimo to żył! Co więcej, mówił, lub raczej skomlał, by zabrać
go jak najdalej... By nie pozwolono dłużej go bić... Kiedy w końcu
opanowaliśmy krwawienie i zaczęliśmy go myć, odczytaliśmy na plecach
kolejny napis, wyryty jakimś ostrym narzędziem: „Ten jest pierwszym
spośród wielu... Będą nosić na czołach imiona zła, jakiego dokonali...
Doświadczą także cierpienia, na które zasłużyli...”
Wiatr wiał delikatnie a czyste niebo obdarowywało ziemię złotymi
promieniami słońca... Ludzie spacerowali alejami pełnymi zieleni, dzieci
biegały wesoło, jak to one, nie zważając na mokrą trawę... Marc
podniósł filiżankę do ust i dopił ostatni łyk...
Dacie wiarę? Naskrobałem kilka linijek i udaję, że druga cześć jest hehe..
Cz. 2
Marc przespał cały dzień. Nie obudziła go wichura, która rozpętała
się popołudniu ani nawet potężna burza, która jej towarzyszyła... Sara
włączyła telewizor, nie znajdując dla siebie żadnego ciekawszego
zajęcia. Trwały właśnie wiadomości dnia.
(...) Do szpitali całego kraju trafia coraz więcej makabrycznie
okaleczanych ofiar. (...) Policja rozpoczęła śledztwo, mające rzucić
nieco światła na przedziwne zbrodnie. (...) Lekarze nie wiedzą, jak
wytłumaczyć masowe ataki choroby psychicznej, dotykającej coraz więcej
poszkodowanych, znacznie gorszej niż zwykły szok pourazowy. (...)
Przejawy paniki wśród ludności. Władze zastanawiają się nad
wprowadzeniem godziny policyjnej do czasu wyjaśnienia niespotykanej
rzezi (...)
Wyłączyła telewizor i wstała z wersalki. Na zewnątrz błysnął piorun,
rozświetlając niebieską, trupią poświatą całą okolicę. W tym samym
momencie rozległ się potężny grzmot, który prawie ją ogłuszył. Upadła na
ziemię, przez moment całkowicie sparaliżowana strachem. Nieopodal ktoś
przeraźliwie krzyknął, a niebo przeszyły kolejne dwie błyskawice oraz
potężne uderzenie.
- To przecież tylko burza! Podświadomość podsycona strachem płata mi figle.
Ruszyła pospiesznie do sypialni, gdzie spał Marc. Tak przynajmniej jej się wydawało... Nie zastała nikogo.
Kołdra ułożona idealnie, przecież Marc nigdy nie ścieli łóżka!
Przerażona odwróciła się w kierunku drzwi, chcąc je jak najszybciej
zamknąć. Ktoś stał naprzeciwko niej. Wyciągnął ramiona i chwycił ją
mocno. Sara wrzasnęła i zaczęła się wyrywać z objęć...
- Sara! Co się z Tobą dzieje. - Obejmował ją równie przerażony Marc - Wszystko w porządku?
Przysunęła się do niego i zaczęła płakać. Przytuliła go z całych sił.
- Musiałeś akurat dziś przypominać sobie o ścieleniu łóżka? Wiesz
jak się wystraszyłam? Ta burza, wiadomości w telewizji... Byłam
Przerażona i nagle widzę, że Cię nie ma, tak jakby Cię tu wcale nie było
od dłuższego czasu. Przecież Ty nigdy nie ścielisz łóżka!
- Sara, nie ruszałem kołdry. Łóżko jest w takim samym koszmarnym
stanie, w jakim je zostawiłem. - Zaśmiał się, jeszcze mocniej
przytulając żonę. Spojrzała na kompletny bezład, jaki pozostawił po
sobie Marc w sypialni... Zamknęła oczy i nie powiedziała już nic więcej.
Płakała tylko, i śmiała się jednocześnie. Kochała bałaganiarstwo
swojego ukochanego, tak samo jak każdą inną jego wadę. Teraz zaś czuła
to wyjątkowo mocno.
- Przytul mnie mocno i nie puszczaj aż do czasu, kiedy uspokoi się ta przeklęta pogoda.
- Kochanie, wiesz przecież, że muszę już wychodzić do pracy. Zostanę jeszcze tylko chwilę, uspokój się, przecież to tylko burza.
- To nie jest zwykła burza. Dzieje się coś złego. W telewizji
mówili, że jest coraz więcej tych dziwnych okaleczeń. Do szpitali
przywożą ludzi z powycinanymi słowami na czołach. Marc, co się dzieje?!
Zadzwonił telefon. Mężczyzna pośpiesznie podniósł słuchawkę
- Marc Smith... Słucham?... To przewieźcie ich do Porkland... Tam
też nie ma już miejsca? John, nie przerażaj mnie, co tam się dzieje?...
Wygospodarujcie trochę miejsca na porodówce, tam nie ma teraz zbyt
dużego tłoku. Na razie będzie musiało wystarczyć... Więc będziemy
pierwszym szpitalem, który trzyma połamanych ludzi na porodówce! Już
jadę do was...
Odłożył słuchawkę. Pocałował Sarę delikatnie i czule, założył płaszcz i wyszedł z mieszkania...
Na zewnątrz szalała burza tysiąclecia. Nie było widać żywego ducha.
Nic dziwnego, tylko ktoś szalony wyszedłby z domu w taką pogodę... Marc
wsiadł do samochodu i ruszył w kierunku szpitala. Potężna seria
błyskawic rozświetliła niebo. Miało się wrażenie, że grzmot, który wtedy
nastąpił, mógłby zbudzić nawet zmarłego... Samochód zniknął za
zakrętem...
1 komentarz:
Mi się podoba:)
Prześlij komentarz